13 października 2011

'cause life it's a beautfull struggle pt. 4

Od dziecka planowałem być geniuszem. Mastermajndem, linijką, dagerotypem, logiem, które w przypływie weny rozrysowałem kredą na tablicy w czasie jednej z tysiąca szkolnych przerw. Przez jeden moment przestałem zlewać się ze ścianą. Przybrałem postać. Nie byłem niewidzialny. Po dzwonku nauczycielka chwyciła gąbkę. Nie pamiętam nawet tej chwili, choć wiele razy próbowałem ją sobie przypomnieć. Wiem jedynie, że po chwili mechanicznie pisała temat lekcji na gruzach. Myślę, że to własnie wtedy zacząłem szukać Ciebie.
Żeby przestać się bać.
Może dlatego nagrałem Ci tyle tracków ze słowem "shelter" w nazwie.
Chodziłem zwykle po ciemku. W przeciwsłonecznych okularach. Przez ostatnich kilka lat przegapiłem większość z odcinków serialu, w którym występuje. W kilku z nich spotkałem dziewczyny. Niektóre chyba były idealne, tak jak ich przerażająco białe, równe zęby i zestawy strzelających fleszem uśmiechów, ale nawet poubierane w diametralnie różne fasony gestów i słów, zadawały się być z jednej szuflady. Nie tylko wyglądały tak samo. One były takie same. Z perspektywy czasu wszystkie role schodziły na dalszy plan, by ostatecznie zejść z afisza, trailera czy zajwki kolejnego sezonu. Następne seria to ćwiczenia stylistyczne, zabawa formą, niezobowiązująca jak rozwiązywanie krzyżówki.
Serial nadają dalej, w nieco późniejszym paśmie i bez powtórek. W pewnym momencie, zabrakło mi pomysłu na dalszy scenariusz.
Po kilku sezonach spadającej oglądalności pojawiłaś się Ty. To ciągle epizod, ale pamiętam jak kręciliśmy scenę, kiedy Ci się przedstawiłem. Podałem Ci swoje imię, ale tak naprwdę nazywałem się wtedy inaczej. Miałem na imię: "OJA!" i parę innych emocjonalnych stanów rzopychających mnie od środka, których sam nie dosłyszałem, przez przyspieszone tempo krwi w przebijających się bazgrołach żył i wyskakujących przez skóre tętnic.
Od tej pory niewiele się zmieniło. Wspomnienie najazdu kamery i zoom'u Twoich oczy, które odtwarzam, w słabej, VHS'owskiej kopii /Przepraszam/, zapisanej na taśmie hipokampu, ciągle sznuruje mi usta. Połykam wyrazy. Kwestie, które wcześniej słyszałem na filmach o ludzich, którzy sprawiali wrażenie zespawanych z sobą, zabija hiperwentylacja.
Na zewnątrz noszę twarz przypominającą zmiętą kartkę, a o mojej osobowości ciągle można mówić używając kilku przymiotników na krzyż, ale wewnątrz poczyłem na karku ciepło zapalonej żarówki. Gdybym był metrosexem malowałbym się jaśniejszą kredką.
Teoria wielkiego wybuchu, największy error w historii post-chrześcijańskiego człowieka, zaczyna nabierać sensu. Wszystko wydaję się stawać logiczną konynuacją. Zaczynam wierzyć w sens wszystkiego. Everything is connectin' to everything.
Jesteś największym z evergreen'ów;
Moim podprogowym, mokrym snem, który próbuje spauzować, chwycić w garść i postawić na baczność. Uczesać, nie zmieniając w nim niczego;
Jedynym prądem zasilającym broadcasting tego serialu.
Nawet jeśli to tylko chwila. Dochodzący do filtra papieros.
Nawet jeśli to tylko złudzenie.

Brak komentarzy: