27 stycznia 2010

Strangers when we meet

Wczoraj przyjechałem do pracy wcześniej. Minąłem ją na podjeździe oblepionym lekkim szronem, przejeżdżajac obok niej rowerem. Nie spojrzała na mnie. Szła wolno w kierunku parkingu, a światło lamp dodawało jej nieco wzrostu, jej sylwetka wydawała się smuklejsza. Nosiła kozaki. Czarne tandetne, skórzane kozaki. Parę razy wcześniej zastanawiałem się czy je ściąga zabierajac się do rzeczy? Podobno są tacy, których to bierze...
Whatever.
Poszukam jej wzrokiem później, kiedy przyjedzie ktoś tankować, jak zwykle, albo kiedy przyjdzie na stacje po gorącą czekolade z automatu. Podejdzie do mojej kasy, a ja będę stał już wyprostowany z wciągniętym brzuchem. Pewnie się uśmiechnę. To ten rodzaj uśmiechu "zarezerwowany tylko dla niej". Z poczerwieniałą od zimna twarzą, krzyżujac nogi, policzy drobne, przesuwając długim paznokciem po płaskiej dłoni kolejne monety. Kiedy skończy pochyli się nad blatem i je wysypie. Policze je razem z nią, w końcu to moja praca. Plakietka z napisem "Uczestnik szkolenia", zamiast imienia, może budzić jej sympatie i zrozumienie, w końcu oboje jesteśmy kompletnymi nowicjuszami w tym co robimy. We're absolute beginners.
Kiedyś wybrałem bilon z jej dłoni. Były gładkie. Nie patrzyłem na twarz typa, z którym byłem na zmianie, żeby nie dostrzec wyrazu jego twarzy. Nie myślałem nigdy co mogłobyc na tych rękach. Mam to w dupie. Późna jesień otuli ją zimnem, ale ja mimo włączonej dmuchawy nad drzwiami je poczuje.
Na jej twarzy znajde uśmiech. Często się uśmiecha, ale uśmiechem z grzeczności, nie odsłaniajacym zębów, to nie jest jej zawodowy uśmiech. Jej koleżanki się nie usmiechają. Jedynie rechoczą, wykonujac przy tym gwałtwone gesty. Zawsze sie śpieszą. Ona nie, robi wszystko powoli, wystudiowanymi gestami, jakby zastanawiała sie nad każdym ruchem. Nie ma w nich namietności, ale czytanie ich sprawia mi przyjemność.
Każdorazowo.
Wczoraj nie przyszła. Może mama zrobiła jej kawę w termosie.
Niewiem.
Tak jak nie wiem nic o niej. Tak jak nigdy sie nie dowiem.
Nie znam prawdziwego koloru jej włosów, nie mam pojęcia w jakim moze być wieku. Ma ciemny pieprzyk nad lewa wargą, lekko zwiodczałą cere na twarzy, rozjaśnione włosy i nie patrzy w moją strone kiedy wychodzę kogoś zatankować.
To wszystko co o niej wiem.
Może kiedyś o mnie ciepło pomyślała, może patrzy w moja strone kiedy już ją minę, a może jestem kolejnym kolesiem z identyfikatorem na piersi w koszuli z logiem firmy. Tłem tak jak ciężarówki i wiecznie zaspani kierowcy.
Robimy w usługach.
Ja sprzedaje im piwo, ona siebie.
Nie znam jej cennika. Z połykiem, bez, nieważne, myśle, że i tak nie robi tego dobrze.
Wiem, że kiedys się nauczy.
Nie znam menu. Nie chce go znać, ale nie dlatego, ze mnie to odpycha czy dlatego, że robi to każdemu, bo nawet jeśli bym wiedział, ciągle myślałbym o niej, że jest dziewczyną, która mógłbym pokochać.


Wiem jak pachnie jej twarz. Znam jej gramature i wszystkie zagłębienia. Dostrzegłem u niej wcześniej pierwszą zmarszczke i pierwszy siwy włos. Wcześniej niż ona sama. Jej cera lekko zwiodczała przez ostatni rok. Ludzie, którzy spędzaja ze sobą duzżo czasu nie potrafią takich rzeczy u siebie dostrzec, potrzebują odpowiedniego dystansu. Ja go nie musze mieć. Po prostu widzę takie rzeczy. Spytałem ją kiedyś czy jest szczęśliwa, albo chciaż bywa. Odpowiedziała - pamietam to jak dziś - "Czy to ważne?". Nie wracałem wiecej do tego tematu. Wiesz? Znam prawde, po prostu w nia nie wierzę. To pozwala mi żyć.



Kapitan Nemo - [ The Best of Kapitan Nemo # 05 ] Twoja Lorelaj

Brak komentarzy: