1 grudnia 2009

Cut

"Okropnie wyglądasz", mówi zanim się jeszcze ze mną wita, zdejmując futrzaną uszatkę. Czerń włosów wylewa się w ułamku sekundy na jej ramiona.
"Bo czasy są okropne", odpowiadam tuląc ją na progu wejściowych drzwi, czuje przez koszulę przenikliwy wiatr na jej ubraniu. Znajduje tam jeszcze zapach migdałów i waniliowych papierosów.
"Nie pierdol, czasy zawsze są okropne", dodaje odwracając się do mnie plecami, żebym pomógł zdjąć jej płaszcz. Rzucam szluga do donicy zaschniętego fikusa obok drzwi i to robię, po czym rzucam go na stojące nieopodal krzesło. "Sam mówiłeś, że kiedyś było lepiej... Kiedyś też tak powiesz, wiesz: .... ", kontynuuje rozsiadając się na welwetowej kanapie. Z prawej kieszeni sztruksowej marynarki wyciąga paczkę papierosów i wkłada jednego do ust, przypalając zapałką odpaloną od paznokcia kciuka. Kładąc nogi na stolik, świeci gładkimi łydkami, po czym tonie w welwecie z zamkniętymi oczami.
"Jak ty to robisz?"
"Co takiego?” Patrzy na mnie marszcząc brwi.
"Że jeszcze nic nie zrobiłaś, a już stoję na baczność"
Uśmiecha się, udając onieśmielenie i pociąga mocno papierosa, grzęznąc wzokiem w polerowanym blacie stolika .
"Napijesz się czegoś", wypalam ruszając do kuchni.
"Mam ochotę na kawę."
"Pytałem czy się czegoś napijesz?", krzycze z kuchni, gdzie szukam jakiegokolwiek czystego naczynia.
"Nie ma nawet południa", patrzy na mnie zza framugi, szczerząc białe implanty idealnie zbitych zębów.
"To co?", ucinam nalewając sobie szkockiej do brudnego kieliszka po portwajnie i wychylam połowę. „Mam wszystko od wódki po martini, pod warunkiem, że będzie to szkocką.", dodaje wychodząc z kuchni, z brudnym kieliszkiem w jednej i butelką w drugiej ręce. Spoglądam w jej morsko-zielone oczy. Uśmiecha się, ale znam to spojrzenie, widziałem je już nazbyt wiele razy, żeby go nie zrozumieć.
"Musisz mi wybaczyć mi raz jeszcze", mówię dopełniając naczynie po brzeg i tonę w wytartym welwecie obok niej.
Patrzymy w milczeniu w pożółkły abażur pod sufitem z resztką tynku odsłaniającym zwoje żelaznego zbrojenia i wsłuchujemy się w odgłos uruchamianej spłuczki za ścianą. Rury stukają o ściany pod ciśnieniem wody. Słyszę trzask strzelających kostek jej zaciskanej mocno pięści.
"Zmieniłam zdanie", przerywa milcznie"Chyba jednak muszę się napić". Parskając śmiechem, podaję jej swój kieliszek bez słowa i przez krótką chwilę, patrzę na jej falującą grdykę, popychającą płyn dalej w kierunku żołądka.
"Lepiej?", pytam.
"Lepiej już było, nie słyszałeś?", odpowiada sucho, wycierając rękawem marynarki wilgotne usta.
"Wiele razy", szepczę w jej kierunku i tulę mocno do piersi. "Zbyt wiele", powtarzam, wyciągając papierosa z pomiędzy jej palców, pociągając ostatniego macha przed filtrem i wrzucam go do pustego kieliszka stojącego na blacie.


"Don't ask me, what You know it's true."


Sigur Ros – [Hljomalind # 02] Staralfur

Brak komentarzy: