28 listopada 2009

Lucid Dream

Dopił potężnym haustem szkocką i postawił szklaneczkę na blacie baru. Kostki lodu zaterkotały odbijając się od ścian naczynia, przyciągając ponowna uwagą barmana.
"Jeszcze jeden.", rzucił przepalonym głosem, sięgając po butelkę.
"Wystarczy", odpowiedział podnosząc się z krzesła. Owinął szal wokół szyi i odszedł w kierunku wyjścia. Mijając zapełnione stoliki, wpatrywał się z zazdrością w marynarza otępionego przez sen, śliniącego blat stołu.
Wieczór otrzeźwił go przenikliwym zimnem. Chwycił poły marynarki i szczelnie otulił tułów, krzyżując ręce na piersiach. Przenikliwy wiatr znad oceanu uderzył w niego z całym impetem, niosąc z sobą gwar miasta, paplaninę rozmytych klaksonów, warkotu silników i brzęku tramwajów. W powietrzu czuć było jeszcze zapach deszczu. Postanowił się nie śpieszyć, skanując mokry, marmurowy chodnik rozmyty przez noc, alkohol i zmęczenie, przywołujący mu skojarzenie z brzuchem wieloryba. Widząc nadjeżdżającą z naprzeciwka taksówkę, prawie przywołał ją wzrokiem, dając na chwilę nadzieje kierowcy, ale ostatecznie skończyło się na krótkim zawahaniu, po którym, taksówkarz wcisnął mocniej pedał gazu w podłogę, ciągnąc za sobą smugę dźwięku rozregulowanych tłoków. Postanowił wrócić do domu pieszo, a nawet tak długo kluczyć po ulicach, aż poczuje nadchodzący sen. Czuł zmęczenie kilkudniowym jego brakiem. Wszystko wydawało dziać się w zwolnionym tempie, jak wtedy, kiedy za szybko wypije się kilka kieliszków burbonu. Mijał sklepowe witryny, wpatrując się w swoje oblicze. Zwalniając krok, zatrzymał się wreszcie. Patrzył otępiale przez dłuższą chwilę, dotykając opuszkami palców, spuchnięte, podkrążone sinymi półksiężycami powieki. Jego oczy zdawały się być o połowę mniejsze, a czerwone podbiegnięcia na białkach zdawały się być widoczne nawet o ciemnościach nocy.
"Już niedługo. Wytrzymaj jeszcze trochę.", wyszeptał pod nosem z czułością. Pozwolił wydostać się kilku łzom z wilgotnych oczu, poddając się na chwilę bezsilności. Trzask pękającej szyby, obezwładnionej impetem jego ciosu nie otrzeźwił go tak jak tego pragnął.
"Jeszcze trochę, Lucy! Widzisz to, kim się staje bez Ciebie?!", wypluł przez zaciśnięte zęby ledwie słyszalnym, łamiącym się rozkalibrowanym zgrzytem i wytarł wierzchem dłoni mokre powieki.
Odpowiedział tylko zgrzyt szkła spod jego podeszw.

Zamykając za sobą wejściowe drzwi mieszkania, wycelował wzrokiem w welurową sofę stojącą w centralnym punkcie dziennego pokoju. Zasłony były zaciągnięte. Zrzucił marynarkę i odwinął szal, rzucając je niedbale na podłogę i ruszył w kierunku ceglastego weluru, potykając się po drodze o kosz na śmieci stojący w przedpokoju. Z środka wyturlały się nierozpieczętowane nigdy, przestrzelone puszki z kawą, znacząc czarnymi spiralami dębową posadzkę, zapruszoną ścinkami styropianu, którymi wyłożył wszystkie ściany mieszkania. Zaklął pod nosem siadając na sofę, ale bardziej z bezsilności niż wzburzenia. Przez półprzymknięte powieki wpatrywał się chwilę w portret kobiety stojący na ławie, oprawiony w cynową ramkę, przepasany w lewym, górnym rogu czarną wstążką. Kobieta przedstawiona na zdjęciu uśmiechała się do niego, na co odpowiedział jej tym samym. Jej czarne włosy przepasane były z tyłu żółta wstążką, której końcówki opadały na suknie z tafty w kolorze akwamaryny. Odstawił po dłuższej chwili zdjęcie z powrotem i zaczął wpatrywać się ze skupieniem w swoje dłonie, aż zamknął powieki. Po długiej chwili nadszedł sen, zastając go na tej samej czynności. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, podniósł wzrok i wtedy oślepił go blask słońca. Słyszał dźwięk trawy łamanej pod ciężarem kroków. Zasłonił dłonią oczy i wyglądał pod kątem, sylwetki na tle tarczy czerwieniącego się słońca. Trochę trwało nim rozpoznał znajomą wstążkę.
"Jesteś wreszcie. Długo cię nie było", usłyszał i poczuł, że jego oczy znowu wilgotnieją.



„I jak nadmienił Q-Tip na piątym Queście / Ty i ja idziemy naprzeciw reszcie”





Editors – [ An End Has a Start # 03 ] The Weight of the World

Brak komentarzy: