25 listopada 2009

Ze skupieniem wkruszył palcami szczyptę cynamonu do kawy. Zrobił to z taka dokładnością jakby nic innego przedtem nie miało miejsca w jego życiu. Gdy stwierdził, że na skórze palców nie pozostał ani jeden okruch sięgnął powoli po łyżeczkę leżącą na spodku od filiżanki i z jeszcze większą precyzją zamieszał wszystko powoli wystudiowaną paletą gestów. Nie przestawał wpatrywać się w jej twarz.
Para z filiżanki poniosła aromat cynamonu w kierunku sąsiednich stolików. Po prawej stronie koło okna z widokiem na cedrowy ogród, spopielony cieniem nadchodzącego zmierzchu siedziała para - najwyraźniej małżeństwo - w podeszłym wieku. Śnieżno-białowłosa kobieta ubrana w ciemnogranatową perkalową suknie i mężczyzna, którego garnitur znaczyła wyjątkowo zimna odcień stali. Siedzieli z otwartymi ustami zwróceni w stronę orkiestry, pochłonięci całkowicie interpretacją "What Now My Love". Nawet kelner, który podszedł do ich stolika nie śmiał przerywać tego skupienia, oddalając się po chwili bez słowa do kolejnych gości przekraczających próg restauracji. Stolik na lewo był cały wieczór pusty.
Założył nogę na nogę i omiótł wnętrze restauracji wzrokiem. Lokal urządzony był w mansardzie dawnego budynku ratusza. Wnętrze było mieszaniną stylu południowo-amerykańskiego i czasów wielkiego przemysłu stalowego. Na ścianach w dumnie prezentowano panteon scen z tamtego okresu i szereg portretów jego reprezentantów otoczonych miedzianymi oprawami. Ta konglomeracja akcentów dziwiła nawet jego samego, ale z zaciekawieniem dalej ślizgał się wzrokiem po wiklinowych meblach i żeliwnych okuciach wkomponowanych w ściany. Dominowały naparstnice i słoneczniki, a w powietrzu mieszał się aromat rozmarynu i tymianku. Wspomniałem już, że podawano głównie włoskie dania? To wydało mu się najbardziej osobliwe.
Obserwując chwile parę staruszków, którzy wydali mu się pełni godności, stracił sprzed oczu kobietę, która obserwował cały wieczór. Jej stolik był pusty, jednak bolero niedbale narzucone na oparcie krzesła, świadczyło, iż nie opuściła jeszcze restauracji. Upił trochę kawy i wylizał szybko usta, bo ciągle była jeszcze zbyt gorąca. W tym samym czasie jeden z kelnerów minął szybko jego stolik, zostawiając za sobą powiew niosący zapach tanich perfum. Wstrzymał na chwile oddech, wyciągnął papierosa zza ucha i przypalił go od świecy stojącej na blacie obok kieliszka z daiquiri. Kelner narzucił na blat sąsiedniego stolika obrus i sprawnie ustawił na nim zastawę, zdejmując wcześniej informacje o rezerwacji. Poprawił jeszcze ułożenie słoneczników w wazonie i skinął w kierunku gości czekających przy wejściu, na znak, iż wszystko jest już gotowe. Kończył papierosa, kiedy, zaczęli dosiadać się do stolika. Mężczyzna podsunął dziewczynie krzesło, po czym sam usiadł odbierając od kelnera menu i poinformował go, że wezwą go, kiedy już się na coś zdecydują. W tym momencie znowu zobaczył ją.
Była ładna w bardzo delikatny sposób, mężczyznom mogła się podobać jej frenetyczna sylwetka, jej młoda mleczno-blada, przeźroczysta cera, przez która można było odczytać pajęczynę błękitnych żyłek czy wreszcie nieustannie rozwarte usta i pół przymknięte powieki, przez, które sprawiała wrażenie wiecznie nieobecnej. Cały wieczór piła martini z sokiem żurawinowym, odstawiając za każdym razem wykałaczkę z oliwkami na talerzyk obok. Uśmiechał się do siebie za każdym razem, gdy to robiła.



***


Zwykle nie stanowiło to dla niej najmniejszego problemu, spotykała się z tego typu spojrzeniami niemal codziennie, co niewątpliwie nie stanowiło jakiejś enigmatycznej zagadki, ze względu na jej wygląd. Tym razem jednak poczuła się lekko zmieszana chyba, dlatego, że to spojrzenie nie miało w sobie ani grama dyskrecji, było pierwotne i pewne swego. Z początku starała się je ignorować jednak nawet przez chwilę nie czuła się komfortowo w tej sytuacji. Co jakiś czas przepraszała na chwilę mężczyznę w czarnym smokingu, który towarzyszył jej tego wieczoru, tłumacząc się tym, iż musi się odświeżyć. Mężczyzna za każdym razem pomagał jej wstać i odprowadzał ją wzrokiem. Tym razem skinął ręką wysoko nad głową w kierunku kelnera, pokazując palcem w kierunku kieliszków odpitych do połowy.
Lawirując miedzy stolikami wyszła na brudno-zielony dywan prowadzący do hallu. Po drodze spojrzała jeszcze raz w stronę mężczyzny i ze zdumieniem rozpoznała w jego twarzy jedną z twarzy, którą ledwie udało jej się wymazać z pamięci. Jej rysy były ostre, ściągnięte ku dołowi. Pokryta cerą o gramaturze zmurszałej ściany i tego typu zarostem, który nawet po dokładnym goleniu sprawia wrażenie nieogolonej. I oczy... Ostre spojrzenie, mogące należeć tylko do szaleńca. Nigdy nie uda jej się zapomnieć tego spojrzenia, nawet, jeśli będzie próbować. Zawsze będą gdzieś istnieć, nawet jeśli nie będą celować w nią samą.
Wychodząc z głównej sali podeszła do aparatu telefonicznego i zdejmując słuchawkę wykręciła pięciocyfrowy numer na tarczy. Czekała tylko trzy sygnały, zanim po drugiej stronie ktoś podniósł słuchawkę i zachrypniętym głosem wycedził suche
"Tak?"
"Sonny Castellano znów jest w mieście".
W tym samym momencie za plecami usłyszała tępe echo wystrzału dobiegające z wnętrza restauracji.
"... i chyba wrócił na dobre" - dodała, po czym odłożyła słuchawkę.








Frank Sinatra - [ New York, New York # 13 ] The Girl From Ipanema

Brak komentarzy: