Wierzył w zbyt wiele, ale to sztuka niechcenia go zniszczyła.
Miał jedna z tych twarzy, które podprogowo budzą irytacje i automatyczny brak sympatii, niektórzy noszą takie piętno. Nie można się go pozbyć.
Któregoś dnia na spacerze spuścił psa ze smyczy, stwierdzając, że każdy jest stworzony by być wolnym. Od tego czasu zawsze już był sam.
Któregoś wieczoru znudzony somnambulicznym skakaniem z kanału na kanał, wyszedł z domu, mając zamiar iść po prostu przed siebie, spotkać ludzi, znaleźć miłość, uchwycić sens.
Tak zwykle zaczynały się filmy drogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz