13 grudnia 2007

Nowy Dokument.doc

Kliknięcie na ikonke, przypomina mi tę bajkę o niekończącej się opowieści. Klekot gwałtownie tasowanych kartek zapisanych świerzym drukiem i zachłyśnięcie się mlaśnięciem ostatniej, jak ostatni, końcowy ruch bioder, jak ostatni akord Kind of Blue. Zapach dopiero co ściętego drzewa. DCP Ivory, żaden Offset. Cyniczna biel ekranu wyrywa mnie z półsnu, o grzbietach dajacych mi kwatere na Montmartre obok Verlaine'a. Miliony pikseli krystalicznej pustki jak absolutna cisza próżni. Bezczelna cisza, niezmącona jakimkolwiek szumem. Sam się godze na zwatpienie i mysli o uśmierconej wyobraźni ... jest już jakby za późno. Czas bezpiecznego kokonu się skończył, teraz czas się przepoczwarzyć, odciąć pępowinę i wyszeptać "samemu". Nikt inny tego nie zrobi. Dobrze, więc zostaliśmy sam na sam jak Gary Cooper w Haydeville. Twoja samotność przytłacza nawet cień karawany w samym centrum Sahary; w takią samotność nieuwierzy nawet oszołomiony natłokiem myśli rozbitek, puszczający świetlne sygnały do gwiazd na tablicy środkowego Pacyfiku. Ma za soba kilkadziesiąt pełnych dyskografii, gwar wieczornego miasta. Teraz próbuje czytać w szumie fal znajome melodie. Nie chodzi o nikogo innego tylko o czarny kursor. Dowód ewolucji. Od kamienia i naskalnej powierzchni, przeszliśmy do egipskich tabliczek, pergaminu i ptasich piór. Pojawiły się Parkery, wynalazek Christopher'a Latham'a Sholes'a i Ty. In and Out. To jest jak równomierny puls serca. A mówili, że nie macie uczuć. Nie nazywaj mnie na wyrost kreatorem, to nie ja zacząłem tę bajkę. Wczesniej byli prorocy, ewangeliści. Napisali największy bestseller w historii. Ciekawe czy dzisiaj upomnieli by się o swoje tantiemy za copyright? Kilkanaście wieków później pojawili się inni: Hemingway ze swoim niewiarygodnym kozactwem, Capote ze wszystkim tym o czym inni tylko marzą czy ten stary świntuch Hrabal. I choć staram sie być fanem słów pisanych ogniem wiary, to ci drudzy, ci "oni", podprogowo tatuują moje zmysły. Trwale. I choć wiem, że nad tym ołtarzem wisi krzyż z odryskująca farbą, pokrywajacą lipowe drewno pochlapane oczkami tuneli korników, to jest to ciągle ołtarz zbudowany na część piękna. Nie, nie będę klekał, to jest zbyt niedorzeczne, ale nie pozbędę się tego bezczelnego snu o tym idelnie skrojonym akapicie, jak Björk swojego karkołomnego biegu ku idealnej piosence. Nie wiem czy będę bił w ten berliński mur od wschodniej strony, wiem tylko, że świat należy do straceńców tak jak niebo do świętych i kluczy ptaków.
In QWERTY We Trust.

40 Winks - [Sound Puzzle #20] Melancholia

Brak komentarzy: