18 sierpnia 2007

Take A Women Like You

Dopiero teraz jej się przyjrzałem. Poczułem fale zapomnianego, pulsu gorąca. Była szczupła, a mokra koszulka i spodenki podkreślały jeszcze bardziej jej figurę. Była naprawdę podniecająca. Musiałem zachowywać się komicznie patrząc na jej odsłonięte niespecjalnie jeszcze opalone nogi, gdy tylko odwracała wzrok - biorąc pod uwagę mój opóźniony z lekka refleks. Nic nie mówiła, uznałem, że jej się to podoba.

Chmury odpływały na zachód, potwierdzając moją teorie - opartą na 21 letniej dedukcji - ,że wszelki syf płynie ze wschodu. Pokazał się księżyc, nie była to pełnia, ale świecił na tyle intensywnie, że widzieliśmy się nawzajem dość dobrze. Jej skóra odbijała światło jak lustro, ubierając ją w zajebisty układ światłocienia.

Zapaliliśmy. Uwielbiałem do szaleństwa zmysłowość z jaką kobiety potrafią palić szlugi – choćby były to i syfiaste, stadionowe wynalazki. Ona stworzyła z tego, kolejny rozdział Kamasutry.

Szliśmy w obojętnym dla nas kierunku, żeby przez ten czas powymieniać się swoimi bzdurnymi teoriami, poudawać, że silnie trzymamy się w życiu zasad. Choć widzieliśmy się po raz pierwszy i zapewne po raz ostatni, niewiadomo dlaczego tak zależało nam na stworzeniu jakiegoś złudzenia, a może chodziło wyłącznie o nastrój. Nie wiem.

Powoli zaczynałem sobie uświadamiać jak śmiesznie żałosne były jej życiowe teorie oparte na pospolitych powiedzeniach, którymi tasowała zależnie do danej sytuacji. Nie była idiotką, ale do geniuszu po drodze jej też nie było. Myślałem: poudajemy jeszcze troche, że jutro rano będzie nam zależeć na czymś więcej.

- Troche dziwne to wszystko. - powiedziała wypuszczając dym z płuc. Nie wiem czy czekała na odpowiedź ale nie chciało mi się rozdrabniać tej sytuacji wiec opowiedziałem, że tak. Ucieszyło mnie, że nie usłyszałem niczego patetycznego, w stylu: "Jak tu pięknie". W jakiejkolwiek konfiguracji. Być może dlatego, że z uduchowieniem nie było jej do twarzy.
- Co ty tu własciwie robisz? - spytała, zostawiając historii poprzedni temat – temat … jasne, widocznie nie miała najmniejszej ochoty bawić się dalej formą.
- Czekam na ciebie. – opdpowiedziałem bez zająknięcia i jakiegokolwiek już skrępowania.
- Chodź przejdziemy się jeszcze dalej. Dobrze mi się z tobą rozmawia. – powiedziała, udając że nie słyszy. Co znaczyło: jeszcze nie teraz.

Kurwa. – pomyślałem – może tobie tak, ale ja mam już w dupie tę – niech ci będzie – rozmowę, w której kiedy powiem coś głębszego ty zamykasz się w wytartych schematach gotowych odpowiedzi. Zrozumiem wszystko: arogancje , chamstwo i kłamstwa, ale brak wyobraźni, którym się odznaczasz, sprawił, że straciłem ochote na cokolwiek z tobą. Kiedykolwiek.

Myśle: Nie! Po chwili stawiam kolejne kroki we wspólną strone.

W jednej chwili nie mogłem uwierzyć, że kolejny dzień okazał się inny od poprzedniego, a jutro rano będę w stanie otworzyć oczy bez do tej pory nieodłącznego "kurwa'', w drugiej chwili miałem ochotę odciąć się od tej hipnotyzująco pięknej kobiety i irytująco odrzucającej za każdym razem gdy cokolwiek powie.

- Wiesz przeciwieństwa się przyciągają. - usłyszałem wyrwane z kontekstu. Pierwsza myśl: Nie w twoim przypadku!
- Co? – zapytałem odruchowo, wychodząc z zamyślenia. - Aaaa ... - zrozumiałem, że to jest jej reakcja na moją wcześniejszą opowieść o nowym facecie mojej kobiety, właściwie to byłej kobiety.
- Wiesz kobiety są ... - ciągnęła dalej swoje szkolne porównania, które są śmieszne nawet dla przeciętnego człowieka, którego głównym zajęciem w wolnych chwilach jest rozwiązywanie krzyżówek.

Nie chce już dawać jej żadnych szans, nie chce dawać jej nawet sobie, a co dowiero ''nam''. Nas nie będzie. Nas nie może być. Nawet na chwile!
- Dość. – urwałem jej kolejny równoważnik zdania w połowie papierosa. Kilka minut później siedziałem przy barze i patrzyłem pustym wzrokiem na barmana o twarzy rzeźnika nalewającym mi wódke do szklanki. Już tylko wódka jest w stanie sprawić, że rano poczuje, ze jeszcze żyje.

Brak komentarzy: