9 grudnia 2007

Tube Tales #10

Wyjście metra wyżygało w jednej sekundzie ławice niespokojnych, depczących wzajemnie swoje złudzenia ludzi. Każdy z nich miał swoją historie, ale moją uwagę zwracała tylko ona. Ze słyszenia znałem jakąś roboczą wersje jej opowieści, ale nigdy nie miałem odwagi jej o cokolwiek zapytać. Była prawie piękna. Najbardziej jednak lubiłem w niej to bijące od niej zadowolenie z tego jak wygląda i chyba to własnie sprawiało, że to prawie nie robiło jakiejkolwiek różnicy.

***

Zatrzymała się przy koszu na śmieci by mieć gdzie skiepować kończącego się powoli papierosa. Patrzyła na fale rozpraszającego się powoli jak tłuczony kryształ tłumu. Zmróżyła powieki. Kiedy zamykamy na chwile oczy - pomyśla - , życie ciągle pcha naprzód, dając do zrozumienia, że nigdy nie będziemy najlepsi. Podobno nie chcemy pierwszych miejsc, ale tak naprawdę mówimy to tylko i wyłącznie ze strachu przed porażką. Nasze życie jest biegiem, którego nigdy nie ukończymy, bo tak naprawdę nie wystartowaliśmy. Wciąż wracamy do tego jednego miejsca, kawałka ziemi, podłogi, cienia drzewa by uronić łzy, by uwierzyć, że to inni pędzą, a nie my. I pozostaje tylko myśl, ze znów trzeba biec dwa razy szybciej niż inni. Tylko właśnie, czy to jeszcze możliwe? Nie przekonasz mnie, że nie ma tych co nie wierzą w to bełkotliwe pieprzenie o biegu dla samego biegu, bo dla nich laur wydaje się być wystarcząjacą nagrodą. Takich, którzy biegną na poważnie, nie bojąc się przegranej? Tych, którzy nie boją się pierwszych miejsc? Otworzyła oczy. Choć to miasto jest tak szpetne, że kiedy na nie patrzyła oczy bolały wręcz fizycznie.
Odrzuciła peta i zawróciła do tunelu, ciągnąc za sobą moje spojrzenie.

***

Widziałem ją codziennie. Jeździliśmy tym samym połaczeniem od dobrych kilku tygodni. Mój Boże, dączego akurat ja mam ja potępić !? Przecież jakby na to nie patrzeć, to właśnie dziwki są najuczciwszymi kobietami na świecie. Wszystko jest przy nich jasne i przejrzyste: od płacenia, przez akrobacje do zamknięcia za sobą drzwi. Żadnego drugiego dna, żadnych słów, które nie znaczyłyby, tego co znaczą, zwierzeń, które są jedynie błaganiem o zaprzeczenie. Żadnych śmiesznych podchodów, zapewnień i wyrazów zainteresowania. Żadnej pruderii i udawanych orgazmów. Tak jakby miało to jakiekolwiek znaczenie?
Podobno wszystko bierze się z czegoś. Jeśli tak, to jej "to" zaczęło się od tego upartego „kocham”. Słowa, które może być wszystkim: błaganiem o litość, wyznaniem wiary, błaganiem o wyciągnięcie z czeluści osamotnienia, ale najczęściej okazuje się być tylko kłamstwem. Tak było i tutaj. Chociaż zaraz, czemu próbuje ją tłumaczyć? Czy ma to jakiekolwiek znaczenie?

Wsiadłem do 525. Kierowca zamknął drzwi za wsiadającymi i włączył kierunkowskaz. Życie jest zbyt poważne by się nad nim zastanawiać. Wreszcie to zrozumiałem: kluczem wszystkiego jest tylko wytrwałość. Ostatni raz spojrzałem na zejście do tunelu metra.

Nie spotkałem jej jej już nigdy więcej.

MHz - [Table Scraps #08] This Year

Brak komentarzy: